Polub, to nie boli
Kiedy w internetach widzę hasło żebrolajki trafia mnie szlag. I naprawdę nie chodzi o wnerw spowodowany nachalną reklamą tylko faktem, że twórca w sposób uwłaczający godności, prosi o uwagę/reakcję/klik.
Rozumiem skąd hasło powstało. W mediach społecznościowych każde kliknięcie (obecnie nawet dłuższe oglądanie posta) powoduje, że moją informację zobaczy więcej ludzi. Jeśli coś sprzedaję, a Ty nie chcesz kupić, polajkuj, twoi znajomi zobaczą, może oni kupią lub polajkują i ich znajomi zobaczą i tak dalej. Żebrolajk to prośba o darmową promocję.
Ale nie zawsze chodzi o kasę. Czasem ktoś stworzy coś fajnego (przynajmniej wydaje mu się, że fajne) i wrzuca w sieć. A jeśli już tworzy, to chciałby uzyskać odpowiedź, czy trafiło, czy nie trafiło do odbiorcy. W większości przypadków odpowiedź nie nadchodzi (mamo nikt mnie nie lubi, nie ma lajków), ale są przypadki, gdy pojawiają się komentarze. Mogą być dobre (świetne, brawo – mama) lub niekoniecznie dobre (żenada, wstań i wyjdź z internetów człowieku).
Ale nie zawsze chodzi o kasę. Czasem ktoś stworzy coś fajnego (przynajmniej wydaje mu się, że fajne) i wrzuca w sieć. A jeśli już tworzy, to chciałby uzyskać odpowiedź, czy trafiło, czy nie trafiło do odbiorcy. W większości przypadków odpowiedź nie nadchodzi (mamo nikt mnie nie lubi, nie ma lajków), ale są przypadki, gdy pojawiają się komentarze. Mogą być dobre (świetne, brawo – mama) lub niekoniecznie dobre (żenada, wstań i wyjdź z internetów człowieku).
Jeśli są jakieś reakcje, to sukces. Pozytywne upewniają, że idziesz właściwą drogą, negatywne sugerują, że może zajmij się czymś innym (wypasaniem alpak na przykład) lub zmień to co robisz. Brak reakcji jest najgorszy, bo nie wiesz, czy ktoś zwrócił uwagę na to co robisz.
Dlaczego tak trudno o atencję? Lajk jest trochę jak podpis. Jeśli daję polubienie oznacza, że polecam, rekomenduję, daję prywatną pieczęć „zatwierdzone”. Dlatego niektórzy z Nas trzy razy się zastanowią, zanim klikną w kciuka/serduszko. Wymaga to pewnej odwagi i ujawnienia swoich opinii, a nie wszyscy lubią afiszować się w internetach.
Ostatnio opublikowałem krótki film, w którym razem z córką recenzujemy grę. Sporo nerwów kosztowała mnie ta publikacja. Ale poszło. Pomyślałem, że nikt tego nie obejrzy, a zwłaszcza rodzina i bliscy, bo nie interesują się planszówkami. Efekt? Pierwsze dwadzieścia reakcji – rodzina i przyjaciele. I szlag trafił ukrywanie się po internetach 

Ponieważ wymądrzać się łatwo, zastanowiłem się, czy ja zawsze daję polubienia?
Nie.
A wierzcie mi, często materiał jest tego wart. Przeważnie po prostu zapominam. Klikanie polubienia jest trochę jak odruch, którego trzeba się nauczyć. Zupełnie, jak nowe odruchy, których uczymy się na kwarantannie. Prosty przykład: mówią nam „niczego nie dotykaj bez rękawiczki”. Codziennie z okna widzę, jak ludzie wyrzucają śmieci. Przychodzi pan Władysław spod czternastki i uprawia jogę usiłując łokciem otworzyć drzwi do wiaty śmietnikowej. Kwadrans po nim przy kontenerach pojawia się miejscowy kloszard – pan Krzysio. Krzysio nie przejmuje się drobiazgami, wchodzi do wiaty, nurkuje w pojemnikach, aż mu nogi majtają, zbiera fanty i wychodzi. Krzysio jest kulturalny, zawsze zamyka drzwi do wiaty. Gołą ręką. Chwilę potem pani Krystynka drepce z kubełkiem śmieci. Pani Krystynka ma rękawiczki. Wyrzuca śmieci, a że ma lekki katar, często wyciera nos. W rękawiczkę.
Wypracowanie właściwego odruchu jest ważne. Wyręcza mózg w pamiętaniu o tym co istotne. Weźcie to pod uwagę w internecie i przy wiacie śmietnikowej.
A hasztag #żebrolajki zamieńmy na #polubtonieboli.
Podobało się? To wejdź na facebook lub instagram i polub profil. Wysiłek niewielki, a dla mnie dużo radości. Prowadzę w Gliwicach stowarzyszenie Gambit. Może z nami zagrasz? Spotkania w każdą środę przy ul. Studziennej 6 od 17.00. (poza kwarantanną).