Santiago

Tym razem Ola ze stowarzyszenia Gambit postanowiła sprawdzić, czy rolnictwo jest Jej powołaniem. Przeczytajcie, co Ola sądzi o grze Santiago wydawnictwa Trefl.

Mam swoje upodobania, a  tematyka w grach planszowych ma dla mnie ogromne znaczenie. Sto razy chętniej usiądę do planszy pełnej zaczarowanych, zielonych krain, niż przemysłowego świata XIX w. Anglii. Wolę fantasy od kosmosu, klimat od matematycznych kalkulacji. Lubię lekkie euro i dawać szansę trochę przykurzonym tytułom. Dlatego nie mogłam się oprzeć i musiałam spróbować Santiago!

Motyw przewodni gry jest dość powszechny. Będziemy rolnikami. Dokładnie plantatorami na wysuszonym i niezbyt sprzyjającym kawałku ziemi. Polityką, przekupstwem oraz sprytem będziemy sadzić i nawadniać pola tak, żeby to u nas bogactwo było większe  niż u sąsiada. 

 

 

Grę otrzymujemy w zgrabnym kwadratowym pudełku, które, o zgrozo nie pokrywa się wielkością z żadnym innym w moim regale! Z utęsknieniem czekam kiedy EU wreszcie ureguluje wielkości pudełek z grami planszowymi do 3 rozmiarów. Potem producenci regałów w końcu o nas pomyślą i wśród mojej rozpasanej czeredy planszówek zapanuje niemiecki porządek ;). W tym, nienormatywnym, pudełku znajdziemy solidną, zgrabną planszę, 45 żetonów plantacji, 22 kostki (czyli rolników) +  patyczek (kanał) – w 5 kolorach graczy, 3 palmy, walec czyli nasze źródło wody i papierowe escudos. Przyznam, że akurat te papierowe banknoty przywiodły w myślach   wspomnienia gier słusznie minionych. Całość prezentuje się nawet nieźle, chociaż mój niepokój od razu wzbudził tor punktacji. Santiago pierwszy raz została wydana w 2003r, a więc prawie 19 lat po wynalezieniu „listwy Kramera”, zatem dlaczego jej tu nie ma? „Listwa Kramera” to tor punktacji prowadzony dookoła planszy. Zastosowany na planszy Santiago sposób liczenia punktów jest nieintuicyjny.

Przepraszam, teraz, za chaos w recenzji, ale przedstawia on idealnie chaos instrukcji. Instrukcja przypomina rozgardiasz. Najpierw mamy opis każdej zaistniałej sytuacji – z  mnóstwem przykładów, a potem opis o co w ogóle chodzi. Dodatkowo wszystkie „skrócone zasady” są gdzieś w środku. 

 

 

Tyle złego, teraz dobre.

Każdą turę zaczynamy licytacją. Na start dostajemy po 10 escudos. Każdy gracz po kolei deklaruje kwotę jaką jest gotowy zapłacić za płytkę z obrazkiem rośliny, którą będzie uprawiał w tej rundzie. Kwota jest ostateczna. Następnie zgodnie z kolejnością  od najwyższej oferty do najniższej, gracze wybierają swoje płytki by od razu ułożyć je na planszy wraz ze swoimi rolnikami. Ilość rolników jaką można postawić na płytce zależy od  w zależności od ilości narysowanych na niej postaci. Osoba, która jako ostatnia wybierała płytkę zostaje budowniczym kanału i od niej będzie należała ostateczna decyzja, płytki których graczy zostaną nawodnione. Zatem teraz czas na przekupstwo. Możemy zaproponować budowniczemu nasz pomysł na wytyczenie lokalizacji kanału, najlepiej z konkretną ofertą łapówki. Jeśli budowniczy nie wytyczy kanału tam gdzie byśmy chcieli, możemy się poratować naszym kanałem, ale mamy tylko jeden na całą grę. Następnie sprawdzamy płytki, które nie mają połączenia z wodą. Jeśli są na nich nasi rolnicy, to obrażeni po kolei zaczną odchodzić (1 na turę). Jeśli na płytce już nikt nie zostanie, plantacja usycha i nie da się jej nawodnić. W ostatniej fazie, być może na pocieszenie, każdy z graczy otrzymuje 3 escudos i runda zaczyna się od nowa . Gramy  tak, dopóki nie  braknie żetonów plantacji. Na koniec podliczamy punkty mnożąc naszych rolników na danej plantacji przez jej wielkość. Do wyniku doliczamy escudos, które zachowaliśmy z gry.

 

 

Gra jest prosta, ale bardzo wdzięczna. Mechanika licytacji jest ciekawa. Sama gra przynosi sporo radości choć nie jest to niedzielna gra po obiedzie. W Santiago można, a nawet trzeba czasem pokomplikować innym życie. Jeśli ktoś absolutnie nie dopuszcza negatywnej interakcji, to ten tytuł nie zyska jego uznania. Rozwiązanie z budowniczym kanału, który ustala, które płytki zostaną nawodnione,  i którego można/trzeba przekupywać będzie miało swoich zwolenników jak i i przeciwników. Mnie Santiago przypadło do gustu. Zasady nie są trudne do wytłumaczenia, a rozgrywka upływa lekko. Jeśli przy stole nie siedzą przeliczający wszystko gracze optymalni, to czeka nas około 30 minutowa gra . W gronie moich współgraczy opinie były bardzo skrajne. Od bezwzględnej nienawiści do systemu licytacji i przekupstwa – do zachwytu nad prostotą i pomysłowością autorów gry prawie 20-letniej. Ze swojej strony zachęcam każdego do spróbowania, Trefl dał grze nowe, zasłużone życie.

 

Dziękuję wydawnictwu Trefl za przesłanie gry, do zrobienia materiału.

 

Jeśli podoba Ci się to co robimy, polub gambitowy profil na facebooku i instagramie. Będziesz miał dostęp do bieżących informacji, bo publikuję krótkie notki niemal codziennie.

A jeśli będziesz w Gliwicach, wpadnij zagrać. Każda środa, od 17.30 w centrum GCOP przy ul. Studziennej 6.